Saturday 29 January 2011

Hong Kong, 11 listopada


Czwartek.

Polska jeszcze spała, a myśmy objechali pół wyspy komunikacją miejską z peryskopem. Docelowo usiłowaliśmy dotrzeć do aqua parku, ale po drodze przytrafił nam się przystanek w Stanley. Takie ichnie Międzyzdroje, wyglądające jak wymuskana miejscowość z hiszpańskiego wybrzeża. Tę łódkę znalazła mi Meg, inaczej nie zrobiłabym tam ani jednego zdjęcia, na którym cokolwiek by mi się podobało. Na tym - parasolka rulez. ;)


Wspomniany peryskop na piętrze autobusu.


Przy okazji kolejki linowej wspominałam o feng shui, tutaj też muszę. Na zdjęciu jest hotel, który wyjściowo nie miał tej gustownej dziury. Ponieważ to Chińczycy, przedstawili jego projekt jakiemuś feng szujowcowi i co się okazało? Otóż okazało się, że architekci zupełnie nie pomyśleli o smoku, który mieszka za wzgórzem (widocznym przez dziurę) i któremu hotel bez dziury uniemożliwi dostanie się do morza! Skandal, nie? Zatem architekci usiedli do projektu raz jeszcze i zrobili mu przelotówkę. Proste i oczywiste.


W aqua parku były misie.


I firefoxy. (to też panda)


A oto jak fajnie można rozwinąć instytucję "karty miejskiej". Ich karta nazywa się Octopus i poza tym, że można dzięki niej korzystać z komunikacji miejskiej czy płacić w sklepach, można też pomóc misiom. Przyłożenie Octopusa ściągnie z niego 10$, które będą przeznaczone na naprawę, zniszczonego przez trzęsienie ziemi, schroniska dla pand. I znowu: proste, oczywiste i czemu u nas się tak nie da?


Ponieważ dzień bez wycieczki kolejką linową się nie liczy... W aqua parku też jedną mają. A ten kupon upoważniał do kupna za idiotycznie wysoka cenę zdjęcia, które zrobiono nam gdy do niej wsiadaliśmy. Po kilkuminutowej jeździe na górę zdjęcie było już wywołane i to w kilku formatach.


Kolejka w aqua parku - bo nie zmieścił im się na jednym wzgórzu.


Widok na Aberdeen. Wioskę rybacką, nie?


Część górna foczki.


I część dolna.


Zabójcze słońce. Było ciepło, ok 30 stopni. Miejscowi przyłazili w puchowych kurtkach i kozakach...


Żelkarium. Chcę takie.




I koniec dnia...

No comments: